Kaczyński ostrzegał przed Rosją już w 2010 roku. Dla Tuska, który stroi się teraz w antyrosyjskie piórka, te ostrzeżenia były „sprzeczne z polską racją stanu”

Portal TV Republika, wch 10-05-2024, 15:00
Artykuł
Pierwsze rządy Tuska upłynęły pod znakiem resetu. Na zdjęciu: wizyta w Moskwie w 2008 roku
screen TVN24

We wrześniu 2010 roku Jarosław Kaczyński napisał list do ambasadorów i europosłów, w którym przestrzegł przed Rosją , która „odbudowuje strefę wpływów”. Prezes PiS zganił w nim najważniejszych polityków UE oraz USA za krótkowzroczność wobec Rosji. "Obecnie jesteśmy świadkami prób pomniejszania roli naszego regionu w Europie. Takie działania stanowią prezent dla tych państw, które nie uznają wartości demokratycznych i praw człowieka"– alarmował Kaczyński i przestrzegał, że politykę trzeba tu oddzielić od biznesu: "Mogą się oni wydawać biznesowo atrakcyjnymi partnerami ale nie przestrzegają wartości i standardów, które dominują w euroatlantyckiej przestrzeni politycznej" – stwierdził stanowczo prezes PiS. Pismo Jarosława Kaczyńskiego spotkało się z ostrą reakcją rządzącej Polską koalicji PO-PSL, na czele której stał "dzisiejszy główny wróg imperialnej Rosji" w Europie Tusk. Ówczesny najbliższy współpracownik Tuska Sławomir Nowak, wyraził wówczas nadzieję, że "Jarosław Kaczyński wycofa się z tego listu, gdyż jest on sprzeczny z polską racją stanu", zaś Radek Sikorski, szef MSZ, prymitywnie zapytał, czy "prezes nie jest na proszkach". Tak w PO potraktowano alarmistyczny apel o powstrzymanie rosyjskiego imperializmu!

Jeśli chcesz najbardziej dotkliwie ugodzić przeciwnika, pomów go o to, co sam robisz. Tę starą psychologiczną prawdę, stosowaną od lat w socjotechnice, można było przypomnieć sobie po obłąkańczym ataku Tuska z trybuny sejmowej na opozycję, w której niegdysiejszy (?) człowiek Moskwy w Warszawie (tak przynajmniej określała go, chyba nie bez podstaw, putinowska prasa) oskarżył Prawo i Sprawiedliwość, że partia ta jest ugrupowaniem prorosyjskim. Furiackie wystąpienie Tuska było ukoronowaniem trwającej od miesięcy akcji defamacyjnej wobec PiS, prowadzonej przez polityków i zwolenników koalicji 13 grudnia. Atak Tuska przestraszył nieco, co bardziej trzeźwych jego zwolenników. Michał Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej" zauważył, że "albo traktujemy słowa Donalda Tuska śmiertelnie serio i jutro zaczynają się aresztowania, albo trudno będzie już traktować nasze państwo poważnie, bo zarzuty są najcięższe z możliwych".

Uzupełnieniem ataku Tuska była złożona przez niego zapowiedź o "reanimacji", oczywiście w nowym składzie osobowym, komisji do spraw badania wpływów rosyjskich w Polsce. Komisja, mająca być najwyraźniej szyta pod lidera koalicji 13 grudnia, ma zająć się "okresem rządów Zjednoczonej Prawicy". Tu przypomnijmy, że Tusk ma z autentyczną, kierowaną przez prof. Sławomira Cenckiewicza, komisją do spraw badania wpływów rosyjskich w latach 2007-2022, osobiste porachunki. Komisja ta w swoim raporcie zaleciła, by nie powierzać mu i jeszcze kilku innym osobom z jego kręgu, żadnych stanowisk publicznych w Polsce. Dlaczego? Przytoczmy stosowny fragment Raportu: "W odniesieniu do byłego premiera Donalda Tuska oraz ministrów Jacka Cichockiego, Bogdana Klicha, Tomasza Siemoniaka i Bartłomieja Sienkiewicza Komisja rekomenduje niepowierzanie im zadań, stanowisk i funkcji publicznych związanych z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa.
Uzasadnienie: wyżej wymienieni, będąc odpowiedzialni za nadzór nad funkcjonowaniem służb specjalnych RP w zakresie powierzonych im ustawowo zadań, w tym dotyczących działalności SKW, nie dochowali należytej staranności i poprzez swoje zaniechania umożliwili rozwój intensywnych kontaktów SKW z tajną służbą państwa nieprzyjaznego. Odbywało się to bez zachowania należytego reżimu kontrwywiadowczego, co doprowadziło do trudnych do oszacowania strat dla bezpieczeństwa RP. Zeznania złożone przez w/w jako świadków w postępowaniu karnym prowadzonym przez prokuraturę, pokazują z ich strony brak wiedzy, świadomości i refleksji co do wagi zadań związanych z pełnieniem przez nich funkcji nadzorczych wobec SKW".

Wróćmy do stawianego PiS zarzutu, a nawet więcej - oskarżenia - o prorosyjskość. Internauci przypomnieli właśnie film, w którym znaczna część obecnych oskarżycieli wydaje partii kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego... świadectwo antyrosyjskości. W Internecie nic nie ginie - czyżby o tym zapomnieli? Prawdę tę dedykujemy również "pracownikom ostatniej godziny" antyputinowskiego frontu - działaczom PSL, którzy, idąc widocznie za PO jak za "panią matką" także wzięli się za oskarżanie PiS o prorosyjskość. Czy "ludowcy", a personalnie pan Zgorzelski pamiętają gazetkę, którą rozpowszechniali w 2014 roku, a w której straszyli "atomowym grzybem" z napisem "PiS=Wojna". W rozdawanym mieszkańcom wsi "periodyku" były też i inne treści, np. "Wygrana PiS to konflikt z Rosją", "Kto zapewni, że jeśli rusofob Kaczyński dojdzie do władzy, to nie wyśle na Ukrainę polskich żołnierzy i nie wywoła wojny z Rosją?"

Jak się kłamie, panie "ludowcu", to trzeba mieć bardzo dobrą pamięć. Pan najwyraźniej ma z nią kłopoty?

Źródło: Twitter, Portal TV Republika, wch

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy